Dam przykład. Jak laborant wszystko sprawdza, to sprawdza wszystko osobno, jako skład chemiczny, i sprawdza tą chemię, przede wszystkim czy nie szkodzi organizmowi ludzkiemu. A każda chemia z osobna, to nie jest pokarm. Bo kawa, to ma w sobie około 1000 związków chemicznych, a wszyscy się uczepili tej kofeiny. Podobnie jak w tych papierosach, bo nikotyna, a smoła pogazowa, to wiadomo, total trucizna. I o tym prawie się nie mówi, noi zezwala się na tą truciznę. Palenie papierosów zabija total kompletnie. A alkohol, to jak jest dobrze zrobiony, to pomaga i leczy. Noi pije się, ku zdrowotnosci. Alkohol rozpuszcza trucizny w organizmie. A to co truje faktycznie ludzi, to te fuzle. A koniak i whisky, to tego mają full. A piwo, to dlatego jest trucizną, bo chmiel jest trucizną. A to zboże, co też w piwie jest, to ta chemia w tym piwie jest z kiełek tego zboża. A nasiona kiełkujące, to już jest inna chemia, i to ta trująca. Piwo otumania ludzi. A whisky wywołuje agresję. A koniak brendy działa popędliwie. Każde jedzenie ma wpływ na ciało-organizm, a poprzez ciało organizm, na cała psychikę. U Hindusów, u tych mistrzów, guru, joginów, to pokarm dzieli się na trzy części. Na pokarm satficzny, ten łagodny wegetariański. Na radżasowy, ten pobudliwy i też wywołujący agresję. I pokarm tamasowy, ten też usypiający i powodujący gnuśność. Na przykład, źle zrobione ziemniaki, czy ten cały nabiał w sklepach, prawie cała żywność w handlu jest właśnie taka. Bo jest chemizowana i konserwowana i pasteryzowana i szczelnie zamykana, i też bo jest zamrażana, i przewożona na duże odległości, i też dlatego że jest sucha suszona. A więc, w laboratorium wszystko się zgadza, bo chemia jest w sobie dość trwała, a w rzeczywistości jest zła. To tak jak piłka nie napompowana, choć wygląda jak napompowana, nie odbija się, bo jest kapciem. Bo żeby chemia ta odżywcza, dobrze zadziałała w ludzkim ciele-organizmie, to musi być jędrna w sobie. Wtedy jest aktywna jako pokarm, i robi swoje, ale też tylko tyle, na ile inna chemia pozwala. A ta zła chemia, to działa jak w tym przysłowiu, łyżka dziegciu do beczki miodu, noi miód jest zepsuty. Uczeni i naukowcy i laboranci i lekarze, dosłownie wszyscy, zapomnieli, że to tak działa. A odwrotnie, to nawet jeśli dobrego coś się zje, to nic to nie da. Ja to mówiłem moim pacjentom-klientom, i porównuję do tego, że jak do beczki gnoju gówna da się coś dobrego, no to wiadomo, że to zniknie. Trzeba po prostu logicznie myśleć. I to było to wszystko, z czym ja się zmierzyłem. Bo coś mi tu nie pasowało i nie grało. Bo jeśli przyroda, i to wszystko co jest Aktem Stwórczym, a więc też Słońce i Ziemia, na to wszystko zezwala i przyzwala, to znaczy, że tak też może być. Ale też do czasu. Bo efekt jest widoczny i znany, statystyki chorób cierpień i tragedii i uśmierceń, same za siebie mówią, też te wszystkie inne, zła ludzkiego. Jako ta spirala śmierci. I myśląc dalej, to jeśli tak się dzieje, to przecież, nie tylko w tym jednym złym kierunku. To tak jak plastelina modelina. Tak się układa i kształtuje, właśnie tak, jak to ludzie robią. Bo ten cały wytwór świata, to przecież jest, przez ludzi robiony. A więc, to ludzie mogą wszystko robić zrobić. Bo zwierzęta nie. Bo ludzki gatunek-rodzaj, jest twórczo-stwórczy w sobie-sobą. Noi ta jego stwórczość-twórczość, doszła do granic i apogeum, też jako wymyślanie, broni zagłady wszystkiego. A tyle tego jest, że Ziemia, to by się rozsypała w proch, gdyby to wszystko wybuchło. To mając tą świadomość, tą ze swej inteligencji, ze swej wiedzy, i z tej logiki myślenia, to co zrobić, żeby zakończył się ten horror wszystkiego, i ta niemoc wszystkiego, noi, jaki ma to wszystko sens. Ja po prostu, z tym się nie chciałem i nie mogłem pogodzić. A sam doświadczyłem mnóstwo niepowodzeń, krzywd, i tragedii życia. To był ten bunt wewnętrzny, i to ten ostateczny. Tak się zawziąłem w sobie, że albo ja, albo że padnę, albo to wszystko przewalę. Noi przewaliłem to wszystko. Trwało to naście lat. A zaczęło się osiemnaście lat temu, i to ciągłej nieustannej pracy, tej pracy nad sobą. Tylko jedna osoba to widziała, i też mnie wspierała. Była to kobieta, ale nasze drogi się rozeszły, bo ona nie mogła zrozumieć, o co chodziło, i też co się dzieje. Bo to co ja robiłem, to było to wszystko, co jest wchodzeniem w ten świat niewidzialny. A tam to jest przestrzeń nieskończona. Tam wszyscy się gubią i giną. Tylko nieliczni, i to w całej historii ludzkości, dali sobie z tym radę, jak Budda, jak Sai Baba, jak Krysznamurti, jak Aurobindo, jak po części Mojżesz, i Mahomet, i też Ehnaton, i inni, jak niektórzy jogini, i bramini, i inni mistrzowie, ale tylko w tej kulturze hinduskiej, jak dawno temu wcześniej, Rama i Kryszna. Bo to co jest duchowością, to jest właśnie ta cała sfera, jako też ten ocean życia, co jest, tylko nie wiadomo jak to działa, i w ogóle co to jest, noi skąd się wzięło. Odwieczne pytanie i zagadka świata ludzkości. Noi mówiąc też trywialnie, ja to wszystko przeryłem total wszystko. Też jako te, Prawa Natury Przyrody, które są total niewidzialne, jako magnetyzm wszystkiego, i jako światło wszystkiego. A tego w laboratorium nie da się zmierzyć, i cokolwiek zrobić. Ale można to, odebrać, też rozczytać, też zmierzyć, też otrzymać odpowiedź, i to też bardzo precyzyjną. Na przykład, kto jest na jakim poziomie skłonności kradziejstwa-okradania, czy zła-agresji, a więc czy może kogoś zabić. A to co się dzieje w głębi biochemii, to z precyzją nad dokładną. Bo atom ma w sobie wszystkie informacje, które można w pełni rozczytać, gdy się jest w stanie pełnych całkowitych możliwości, ale tylko wtedy, gdy się jest samemu w takim stanie. To jak odbiornik radiowy czy telewizyjny czy każdy inny, jak jest w pełni całkowicie sprawny, no to doskonale odbiera. I taki jest mój stan ciała-organizmu. Pokarm który pożywam, ma wszystkie właściwości, odżywcze, trawienne, życiodajne, i dające światło-życia. Światło-życia, jest tylko, w prawdziwym zdrowym pokarmie, tak sporządzonym, że w całej jego biochemii, jest porządek, a każda cząstka chemiczna każda molekuła, mają w sobie to światło-życia. A ono jest tylko w tych składnikach pokarmowych, które, w swej ewolucji całej przyrody i w całym Akcie Stwórczym, to już w sobie mają. Jak pszenica, jak w części żyto. Owies ma w sobie to co kopie, tą moc swoją, i można go stosować, ale nie samego. Tak jak orkisz, tak jak jęczmień. A proso jest starym dzikim zbożem, dla ptaków tak. A więc, trzeba wiedzieć, która roślina, ziarno, czy nasiona, mają w sobie światło-życia, i te inne właściwości sprawcze. I też trzeba wiedzieć, jak to ze sobą łączyć, by była też ta zgodność biochemiczna. Coś jak ta zgodność wśród-między ludźmi. Tak jak w firmie, zły dobór ludzki, choć każdy niby super, a firma rozpada się w sobie, czy źle funkcjonuje. Też jak to jest w małżeństwach. Czy wszędzie gdziekolwiek gdzie są ludzie. Mrówki to nie ludzie.
Jerzy Pawlik